317628
Książka
W koszyku
Dom liczył sobie sto lat i przez wiele lat stanowił siedzibę pastora. Zapewne tak byłoby po dziś dzień, gdyby nie druga wojna światowa. Ze wszystkich domów odeszli, płacząc, niemieckojęzyczni mieszkańcy wsi, przybyli nowi – ocierający łzy po stracie ojcowizny za wschodnią granicą, zżerani tęsknotą, przycupnęli na tej nowej ziemi obiecanej. Stojący nieopodal niewielki kościół, zbudowany z czerwonej cegły, był rówieśnikiem domu. Jego strzelista wieża konkurowała z otaczającymi górami. Na samym szczycie wieży stał krzyż, poniżej – tarcza zegara, od lat pokazująca tę samą godzinę, w środku znajdowały się dzwony. Żal, że z upływem lat odzywały się one tylko raz w miesiącu, gdy na nabożeństwo zjeżdżali się wierni Kościoła ewangelicko-augsburskiego oraz pastor z samego Kłodzka. Bicie dzwonów miało w sobie coś nadzwyczajnego, tajemniczego. Przed wojną była to wieś ewangelicka w katolickim morzu wsi, po wojnie została się tylko garstka wiernych, jak wysepka w katolickim oceanie. Dom przestał służyć pastorom. Ostatni z nich zginął na froncie wschodnim, jego ciało rodzina zdążyła pochować na wiejskim cmentarzu i spoczywa tam pośród swoich parafian. Czasem duch pastora odwiedzał dom, jakby chciał nowym mieszkańcom coś przekazać, powiedzieć. Pojawiał się nocną porą, spacerował po domu, zaglądał do sypialni pani Nauczycielki. Ubrany w czarną, wełnianą pelerynę, stał bez słowa u stóp drewnianego łóżka i czekał. Nie przeszkadzało mu zapalone światło. Znikł na zawsze, gdy Nauczycielka powiedziała: – Będę się modliła za ciebie, ale ty nie przychodź tu więcej. I nie przyszedł. Inne duchy nie odważyły się tak otwarcie pokazywać; chowały się po kątach, kryły za starymi szafami, ale były. Napawały lękiem. Dwunasta w nocy, przy schodach na piętro przełącznik od światła jeden na dole, drugi na górze; jak pokonać taką bezkresną ciemność? Ręka przesuwa się po poręczy, drży z obawy, że spotka inną... – Trzeba modlić się za dusze zmarłych, wtedy będzie dobrze. One tylko o to proszą – powtarzała swoim dzieciom Nauczycielka. Modlitwy pomogły, bo z biegiem lat albo duchy wyniosły się, albo mieszkańcy domu przyzwyczaili się do ich obecności. Dom rzeczywiście był najładniejszy w całej wsi; zadbany i bez wielkich gospodarskich zabudowań. Stojący obok nieduży budynek z czerwonej cegły, przetykanej belkami z drewna, służył za drewutnię, skład wszelkich narzędzi, kurnik. Ponadto wyposażony był we własny węzeł sanitarny w postaci dwóch drewnianych kabin, bez spłuczki, ale ze stosownymi siedzeniami i głębokim, murowanym dołem. Przed domem było małe podwórko i ogród z obu stron. Zaniedbany, porośnięty chwastami, za to z widokiem na rzeką i tamę. W domu od zawsze mieszkała Frau Schmidt, Szmitowa albo Szmitka, jak ją we wsi nazywano. Frau Schmidt nie była Niemką, jej mąż też nie był Niemcem, ale tytuł Frau pasował do niej bardziej niż pani. Ubierała się z niemiecka: buty sportowe i skarpetki wywijane nad kostką, na głowie chustka upięta dziwacznie, w ręku nieodłączna laseczka. Słowem - istna Frau! Tak wyglądały wszystkie Helgi i Hildy na obrazkach w niemieckich książkach.
Status dostępności:
Biblioteka Austriacka
Są egzemplarze dostępne do wypożyczenia: sygn. 929 (1 egz.)
Recenzje:
Pozycja została dodana do koszyka. Jeśli nie wiesz, do czego służy koszyk, kliknij tutaj, aby poznać szczegóły.
Nie pokazuj tego więcej