318998
Książka
W koszyku
Historia trudnych lat 1944-1954 polsko-ukraińskiej tragedii z terenu powiatów leskiego, sanockiego i przemyskiego widzianych oczami żołnierza UPA.
Bunkier miał wysokość 2,5 metra. Z potoku, drewnianymi rurami, udało się doprowadzić wodę. Rury zrobiliśmy z pni drzew. W ten sam sposób odprowadzaliśmy do potoku zlewki i pomyje. Schronienie podparliśmy jodłowymi pniami, którymi zostały też wyłożone ściany. Do środka schodziło się po drabinie, zamykając za sobą, zaczepioną zawiasami, pokrywę. Miała kształt pudełka, do którego nasypaliśmy ziemi i posadziliśmy krzaki.
Takie leśne bunkry-kryjówki budowali Ukraińcy, którzy byli mistrzami w budowie zakamuflowanych schronów. Ruiny obozu "Rena" w masywie Chryszczatej do dziś budzą zdumienie. W upowskich bunkrach były wodociągi, zasilane z potoków siłą grawitacji. Na piecach gotowano posiłki, a nawet pieczono chleb.
Do wspomnień zawsze trzeba podchodzić krytycznie. Wyolbrzymianie siły przeciwnika, to zjawisko powszechne zarówno w ukraińskich, jak i w polskich wspomnieniach i raportach, często przekraczające granice absurdu. Problematycznym jest zawyżanie liczby ofiar cywilnych po swojej stronie a zaniżanie ich po stronie przeciwnika, albo wręcz negowanie, że ofiary były. Z ofiarami uzbrojonymi (albo uznanymi za uzbrojone) postępuje się często na odwrót: własne zaniża, przeciwnika zawyża. Płeczeń nie był mitomanem, jednak też niekiedy myli się, jak każdy, a niekiedy przesadza. We wspomnieniach tu i ówdzie przebija się słabo skrywana niechęć do Polaków, jednak autor wspomnień gorąco im dziękuje - tym Polakom, którzy przez lata udzielali mu pomocy, żywili, ukrywali, leczyli. Bez nich nie dożyłby amnestii. Kontakty polskiej ludności z UPA są w Polsce tematem tabu.
"Dziewięć lat w bunkrze" to wspomnienia upowca, chłopaka z podprzemyskiej wsi z lat 1944-1956. O tym, co działo się wcześniej, autor pisze skrótowo - ledwie w kilku zdaniach. Z Wołyniem nie miał nic wspólnego, ale brał udział w akcjach na Pogórzu Przemyskim. Po akcji "Wisła" część zakerzońskiego UPA przeszła na Ukrainę, reszta wyruszyła przez Czechosłowację na zachód. W Polsce pozostali nieliczni, pozostawiono ich dla utrzymania łączności. Mieli zadanie sprawdzać tajne skrytki pocztowe. Jednym z tych, którzy zostali był Omelan Płeczeń. W leśnych bunkrach ukrywał się do 1956 roku. Korzystał z pomocy Polaków i nielicznych Ukraińców z rodzin mieszanych, którzy nie zostali wysiedleni. Ujawnił się po ogłoszeniu amnestii, obejmującej także żołnierzy UPA, już w państwie oficjalnie nazwanym PRL. Kilka lat później, w 1963, "ostatni banderowiec PRL" wyemigrował. Zawsze warto spojrzeć na problem oczami drugiej strony.
Status dostępności:
Wypożyczalnia Główna
Wszystkie egzemplarze są obecnie wypożyczone: sygn. 390818 (1 egz.)
Strefa uwag:
Tytuł oryginału: Devât' rokiv u bunkri : spomini voâka UPA, 1987
Recenzje:
Pozycja została dodana do koszyka. Jeśli nie wiesz, do czego służy koszyk, kliknij tutaj, aby poznać szczegóły.
Nie pokazuj tego więcej