Kosmonauci nośnych haseł : antologia Nowego Dokumentu Tekstowego 2022
/ wybrali Rafał Gawin, Anna Mochalska i Łukasz Żurek ; zredagował i opatrzył wstępem Patryk Kosenda ; [Mateusz P. Barczyk, Jędrzej Bartosik, Tamara Bołdak-Janowska, Katarzyna Caryńska, Kajetan Czerwiński, Szymon Domański, Ela Galoch, Marcin Hanuszkiewicz, Anouk Herman, Kasia Ioffe, Kamil Kawalec, Tomasz Lorenc, Martyna Łogin-Trenda, Mateusz Melanowski, Patryk Nadolny, Jolanta Nawrot-Sprysak, Kuba Niklasiński, Łukasz Pawłowski, Piotr Piątek, Kamil Plich, Kacper Płusa, Felix K. Rhau, Misza Sagi, Mariusz Sambor, Jakub Sęczyk, Ida Sieciechowicz].
-
Wydanie I.
-
Kraków : Instytut Literatury ; Łódź : Stowarzyszenie Pisarzy Polskich Oddział w Łodzi, 2022.
-
98, [6] stron ; 21 cm.
(Biblioteka Literacka Kwartalnika "Nowy Napis")
Nazwy autorów na skrzydełku okładki.
Instytut Literatury zorganizował po raz czwarty jeden z największych w Polsce konkursów na wydanie książki literackiej – „Nowy Dokument Tekstowy”. Jeśli chodzi o poezję, jury w składzie: Rafał Gawin, Anna Mochalska i Łukasz Żurek, spośród dwustu siedemdziesięciu trzech propozycji, nagrodziło dwie – Święta pracy Jakuba Sęczyka oraz right into pod tramwaj Anouka Hermana – i wyróżniło dwadzieścia cztery kolejne. Wszyscy spotykają się w tej anto – to całkiem potężne stężenie pomysłów na literaturę na całkiem małej przestrzeni! Propozycja Idy Sieciechowicz wyprowadza nas na kopach prosto w kosmos, kitra gwiazdy pod schodami, nonszalancko traktuje czytelniczy oddech i przypomina, że jeśli oniryzm, to przecież dla grozy. Czy światło może tracić znaczenie? Jeszcze jak! Zdobywca Nagrody Głównej Jakub Sęczyk nęci dojrzałą formą wiersza politycznego – jury pisało w laudacji o zawziętości tej poezji – angst u Sęczyka uzupełniany jest jednak ujmującym liryzmem i humorem, przy intelektualnym przepracowaniu podnoszonych kwestii: Wieczór był późny, lecz śpik wszystkich odleciał. Mariusz Sambor zakleszcza ścieżki i sny, starannie wybiera proszki i broni globusa przed pijanymi geografami. Niedorealne łamie się okruchem z realnym: nie przepadaliśmy za sobą pogoda zachwyca. Misza Sagi przypomina, że dość już późnawy kapitalizm jest tak paskudny, jak nam się wydaje. Miks dostojności i nonszalancji frazy skupia w sobie cały smutek popplanety, na której co wchodzi nosem wychodzi kosmosem. W nostalgiczne nuty uderza również Felix K. Rhau: pamiętasz jak kupiliśmy chochlę do zupy w kształcie potwora z loch ness? Osaczany podmiot tych wierszy wypluje z siebie naprawdę dużo srogiej kminy, zanim dojdzie do kastracji ust. Kacper Płusa zaprasza na paranoicznego tripa, z którego nie zawróci go nawet harry portier. Po frazie wisielca rzucam w palenisko, żeby było cieplej już żadne weedognicho nie będzie takie samo. Kamil Plich bezkompromisowym minimalem niesie tylko hasła choć ich i tak nikt nie pamięta, niesie je z kosmiczną precyzją. Do podmiotu Piotra Piątka łasi się obsesja. Te wiersze uwodzą, zwłaszcza gdy namaczają skarpety w misce z różowego plastiku; uwodzą na tyle, że fraza z autora otwiera tytuł tego wstępu. Łukasz Pawłowski, podobnie jak Plich, przebiera w słowach, waży je jak skrupulatny diler (to przeważnie zaskakująco dokładni ludzie), a tytuł jednego z kawałków – życie nie jest aż tak ciekawe – jeszcze nieraz zaburczy nam w głowach. Stoner na pełnym stonerze wjeżdża od Kuby Niklasińskiego. Żeby pomylić wielbłąda z grudą haszu, trzeba by być szejkiem waniliowym? Ja się pytam, autor twierdzi. Kąpiel w trzech kawałkach Niklasińskiego rozbudzi w was jaźniaki rozkoszne jak robaczywe amulety. U Jolanty Nawrot-Sprysiak spotkamy (przynajmniej na chwilę), ku mojej radości, kultowego Yetiego. Jednocześnie wiersz tak obcy, że chce się wymiotować wprawi was w sążnistą zadumę. Paragnostyczny vibe pobrzmiewa w wierszach Patryka Nadolnego, a autor udanie balansuje między mityczną czułością a wartkim niepokojem (wszystko by się udało, gdyby nie ta wścibska materia!): niechaj popieści gardła ość jutra. Mateusz Melanowski za pomocą kilkunastu znaków potrafi zbudować kosmos większy niż Dąb Bartek Światów. Palili i obserwowali – postawa godna aprobującego skinienia. Siłą puent i kondensacji stoi również zestaw Martyny Łogin-Trendy, która utwierdza mnie w przekonaniu, że krew króla to porządny nawóz. Kwitnie tam sporo śmierci, ale takie jest życie. Konie, latanie, mądre obrazy – Tomasz Lorenc daje mi konkretne argumenty, żeby do jego propozycji wracać i wracać, również po to, żeby śledzić rytmiczne wzruszenia żuchwy. A cmentarz i wysokie drzewo to faktycznie całkiem iconic duo. Koledzy [Kamila Kawalca] od chaosu wołają na niego pedant. Ja bym krzyknął: liryczny zawadiaka, ale czy tak robią koledzy? Nie wołaj o moją pomoc gdy zjawiasz się po to żeby wyjeść mi chałkę. Kochany, i się wgryzę, i zawołam, że warto, bo Kawalec zaczyna w piekiełu mieszać chochlą w kształcie potwora z Wieży Gabber. Kasia Ioffe (autorka motta tego tekstu) to białoruska poetka, której potrzebowaliśmy w polskiej poezji. Językowy luz, naparzająca po buziach witalność i bezwstydny za- chwyt nad pięknym: pod gniotem wieku leży sobie kompozytor z mrowiskiem na twarzy. Anouk Herman, osoba nagrodzona Wyróżnieniem Głównym, przedstawia nam piosenki o historii przemocy. Nie pieśni, ale ciężkie, gęste, misterne piosenki, chwytające za przełyk, bo źli panowie (dobrzy ojcowie): kupują w kioskach tanie lizaki. Marcin Hanuszkiewicz w charakterystycznym dla siebie, weirdowym stylu, wciąga nas w kosmiczny horror, nad którym zacmokałby się sam Samotnik z Providence. Niech zagarną cię szczebioty nieznanych dziobów, obce bzyczenia i niemiecko-australijski smok z tytułu. Ela Galoch snuje dybukowe opowieści, a przewrotne narracje śmieją się fałszywiej niż fagot Izaaka, bo plan jawy przenika się w tym zestawie z przestrzenią zjaw. Ale niebo zawsze przyciąga bardziej. Ekstremalna świeżość i radosna zajawa bije od wierszy Szymona Domańskiego (pożyczyłem od niego drugą część tytułu wstępniaka). To poezja autentycznie cool, ekstatyczna, zapierające dechy i wypierająca nudę. Posadził- bym autora z Tomkiem Bąkiem i Michałem Mytnikiem, by pogadali w eterze o koszu w liryce. I spodziewajcie się nieokiełznanego, bo ludzie leją się jak długopisy. Kajetan Czerwiński w elegancki sposób powraca do źródeł konfesyjności. Niespieszne tempo tych wierszy współgra z faktem, że słońce zachodzi dziś najgorzej. Bluesowe napięcie, luźno już było. Ujmujące migawki metafizyczne znajdziemy u Katarzyny Caryńskiej: Możliwe, że nigdy się nie spotkamy. Przepych zagład spuentujmy z kolei zaczepnym: Dziecinko, a zło? Swoje loopy ma Tamara Bołdak-Janowska. Odwiedzam się – pisze autorka i bezapelacyjnie trzeba spróbować wbić się tam razem z podmiotką, choć możemy spotkać się z uśmiechniętym butem lub monstrum wierzby. Z wyblakłością śmierci (konkret) bierze się za bary Jędrzej Bartosik. Zmiecie was klatka, odklepać w niemalowany oktagon! A Mateusz P. Barczyk umie w inwokacje (piono, siemsonie), tytuły (radek jest na głodzie, więc wciąga zozole – no hit), umie w poezję po prostu: troska to nie jałmużna, to neuron lustrzany. Owszem. Uff. Tyle nośnych haseł, kosmos fraz potraktowany wybiórczo i zaborczo. Nie cwaniakować znaczy – kminić po swojemu. Na tyle sobie pozwoliłem. Znacie koncepcję paliwka jednego z najciekawszych polskich prozaików – Matiego Górniaka? Są takie dzieła, które dają osobom piszącym napęd, przymus niezwłocznego zatrzymania się i napisania własnej literatury. Tym dla mnie są Kosmonauci nośnych haseł. Na koniec fakt, nie opinia: każdy znajdzie tu coś dla siebie, i kruchy reaktor, i zwykły zjadacz winogron.
1 placówka posiada w zbiorach tę pozycję. Rozwiń informację, by zobaczyć szczegóły.